O kapłaństwie
W Wieczerniku narodziło się kapłaństwo. Tu popłynęła po raz pierwszy z wiecznego kielicha najautentyczniejsza Krew Zbawiciela „ za wielu, na odpuszczenie grzechów". Od murów Wieczernika odbiły się słowa kapłańskiej konsekracji: „To czyńcie na moją pamiątkę". Bo być kap łanem, to mieć władzę składania Najświętszej Ofiary Jezusa Chrystusa, ofiary zapoczątkowanej przy Ostatniej Wieczerzy, dopełnionej w Wielki Piątek na Kalwarii, ukoronowanej definitywnie w dzień Zmartwychwstania. Ten fakt potwierdzamy publicznie, uczestnicząc w widocznej liturgii mszalne j: „Głosimy śmierć Twoją Panie Jezu, wyznajemy Twoje zmartwychwstanie i oczekujemy Twego przyjścia w chwale".
Po Wielkim Czwartku nastąpił Wielki Piątek. Delegat konsekrowanej Dwunastki – św. Jan Apostoł – stoi pod krzyżem, powiedzielibyśmy dzisiejszym językiem: koncelebruję. Jest świadkiem, a za razem uczestnikiem misterium śmierci, która nosi w sobie zarodek Życia. „Ojcze, w ręce Twoje oddaję ducha mojego". Władza składania Ofiary przeszła poprzez Jana na wszystkich, którzy stoją pod krzyżem ołtarza.
Tak też zastanawiał się nad samym sobą Tomasz Merton tuż po przyjęciu święceń kapłańskich: „Co jest w świecie właściwym zdaniem księdza: nauczać innych ludzi? Doradzać innym? Pocieszać ich? Modlić się za nich? Wszystko to wchodzi w skład jego życia, ale może być zrobione i przez innych ludzi. Ksiądz jest powołany do tego, by stać się ' drugim Chrystusem' w o wiele głębszym i bliższym znaczeniu, niż zwykły chrześcijanin. On ma a tym świecie podtrzymywać życie sakramentalnej obecności i działalności Zmartwychwstałego Zbawiciela".
MODLITWA DO KAPŁAŃSKICH RĄK
(Siostra Nulla)
O namaszczone, o tajemnicze
Kapłańskie ręce.
Ojciec was lepił, Syn umiłował
Duch was poświęcił.
Ojciec się z wami łamie jak chlebem
Swą stwórczą mocą –
Duch was pomazał,
Duch was napełnił, i przeistoczył.
Syn was jak owce pilnie odszukał
Wśród rąk tysięcy,
By na was złożyć
Swoje przebite, skrwawione ręce
O tajemnicze, o przemienione
Kapłańskie dłonie,
Pieczęć wieczystą wypalił na was
Wieczysty Płomień
Z bojaźni drżeniem odgadnąć pragnę,
Co się w was chowa:
Czy też wy jeszcze jesteście swoje?
Czy Chrystusowe?
W połowie ubiegłego wieku pisarz francuski Lamartine dał dość szczęśliwą ,choć z natury rzeczy nie wyczerpującą próbkę odpowiedzi na intrygujące pytanie:
,,W każdej parafii istnieje człowiek, który niema rodziny, a jednak należy do rodziny całego świata. Występuje jako świadek i doradca przy wszystkich uroczystych czynnościach życia społecznego. Bez niego nie można się urodzić ani umrzeć –bierze on niejako człowieka z łona jego matki i nie wypuszcza ze swych ramion dopóki nie złoży go w grobie. Błogosławi kołyskę i trumnę, łoże ślubne i katafalk. Dzieci biegną do niego z miłością i pozdrawiają go z szacunkiem, nieznajomi nazywają go ojcem. U stóp jego składają ludzkie największe tajemnice, przed nim wylewają najbardziej gorzkie łzy. We wszystkich cierpieniach duszy i ciała umie on ich pocieszyć. Jest dyskretnym i zaufanym
Znajomym bogactwa i biedy. Jedno i drugie puka dzień w dzień do jego drzwi : bogaty, by tam niepostrzeżenie złożyć swą jałmużnę, biedny, by bez zarumienienia się odebrać stamtąd dar. Nie ma on żadnego szczególnego stanowiska społecznego, a jednak należy do wszystkich warstw społecznych: do klas uciśnionych przez życie, a nierzadko i przez swe niskie pochodzenie; do wyżej sfery przez swe wykształcenie. Jest człowiekiem, który wszystko wie, co się wokoło niego dzieje, który ma prawo wszystko mówić, którego słowo pada na serca z siłą boskiego autorytetu i przenika dusze z nieodpartą siłą wiary. Kim jest ten człowiek? To kapłan. Nikt nie jest w stanie wyświadczyć ludzkości większego dobra –jeśli jest prawdziwym kapłanem". Znany z felietonów na ostatniej stronie ,,Tygodnika Powszechnego" publicysta Stefan Kisielewski – określający siebie mianem ,,liberała" –zamieścił w 1966 r. w tymże czasopiśmie wspomnienie o salezjaninie o. Idzim Mańskim, który zginął, tragicznie na graniach Giewontu 15 sierpnia 1966 roku:
,,Był taternikiem, organistą, muzykologiem, kompozytorem, dyrygentem, ale zawód i rzemiosło miał tylko jedno: dobroć. Dobroć tak bezgranicznej, a tak naturalnej, promieniującej nieustannie, a nie szukającej uznania czy wdzięczności, dobroci samej w sobie i samej dla siebie, w tym nasileniu i głębi nie spotkałem w ogóle. Niektórzy twierdzą, że chrześcijaństwo to wymysł, mit, konwencja czy zgoła bajki. Cóż więc zrobimy z takim chrześcijaninem doskonałym, który znał tylko dwie rzeczy: wiarę i miłość? Wszyscy, którzy go znali wiedzą, że był to przybysz niezwykły, jakiś wysłany na ten świat ambasador dobroci, którą praktykował nieustannie . Podróżnik ten pochodził z daleka i tam też powrócił".
I jeszcze jedno świadectwo warto zacytować. Pochodzi ono od znanego szeroko jezuity francuskiego, głoszącego Ewangelię w piosence, ks. Aime Duvala : ,,Byłem piątym z dziewięciorga dzieci w rodzinie. W tej rodzinie nie uczono pompatycznej i ostentacyjnej pobożności. Dzień w dzień odmawiano w niej tylko wieczorny pacierz. Do końca życia będę wspominał te chwile. Do dziś porusza mnie do głębi wspomnienie postawy ojca mego. Zmęczony pracą na roli albo przy transporcie drzewa, klękał po kolacji na podłodze, opierał łokcie na siedzeniu krzesła i ukrywał twarz w dłoniach. Nie spojrzał na nas, nie podniósł głowy, nie pokaszliwał, nigdy nie okazywał zniecierpliwienia. A ja myślałem sobie: oto mój ojciec, który zawsze jest taki nieugięty jakikolwiek los go spotka, który nie boi się ani burmistrza, ani złych, ani bogatych – schyla głowę przed Panem Bogiem. Kiedy z Nim rozmawia, staje się kimś innym. Tak – Bóg musi być wielki, jeśli mój ojciec przed Nim klęka, ale i bardzo bliski ludziom, skoro mój ojciec rozmawia z Nim w zwykłym, roboczym ubraniu..."
„Życie modlitwy, jego nasilenie, głębia i rytm, to miara naszego duchowego zdrowia . Dzięki nim odsłania się nam nasz stan i istota. Ten, kto nie potrafi znaleźć w swym życiu miejsca na skupienie i milczenie, ten nie osiągnie wyższego rozwoju i nie będzie mógł modlić się wśród rozgwaru. Jak zmącona woda – oczyszczamy się w ciszy, dzięki której powstaje dystans niezbędny do zrozumienia siebie samego. Skupienie otwiera duszę ku temu, co przychodzi z wysoka, a także ku drugiemu człowiekowi. W epoce inflacji mowy, pogłębiającej złą samotność, tylko człowiek pełen modlitewnego pokoju może jeszcze przemówić do innych, ukazać im słowo posiadające oblicze, spojrzenie, które jest obecnością. Tajemnica człowieka modlitwy kieruję uwagę ku Objawieniu, które w nim które staje się bliskie, dostępne. Kiedy zabiera głos ten, kto zna milczenie, słowa z łatwością odzyskują dziewiczą świeżość. Jego odpowiedź na pytanie dotyczące życia i śmierci brzmi jak amen wplecione w nieustanną modlitwę".
Człowiek kapłan nie może żyć bez miłości. Źródłem wszystkich tragedii kapłańskich jest opustoszałe serce. Utraciwszy Ducha Św., szuka się namiastki miłości, szuka się stworzenia. Pustego serca być nie może: „Bez Twojego tchnienia – cóż jest wśród stworzenia, jeno cierń i nędze". Idźmy za radą św. Pawła: „ Miłość Boża niech rozlewa się w sercach waszych przez Ducha Świętego, który jest wam dany..." Zostaliśmy stworzeni z miłości i powołani do czerpania z jej wiekuistych źródeł. Mamy być heroldami Miłości Wcielonej i Zmartwychwstałej. Mamy ją głosić słowem, a bardziej jeszcze przykładem. Na tym właśnie polega misja kapłańska.
Duch Boży nie boi się ofiar, poświęceń, trudu związanego z pracą dla Królestwa Bożego. „Trzeba, aby Chrystus to wszystko wycierpiał – i tak wszedł do chwały swojej". Trzeba aby i Jego kapłani trochę pocierpieli ze swoim Mistrzem – ale zrozumienia tej konieczności nie da nikt inny poza Duchem Świętym. Jeśli się nie żyje z Nim w bliskim towarzystwie, niczego się nie zrozumie.
Duch Boży pobudza do dialogu, do rozmowy z Bogiem na medytacji, nawiedzeniu, w czasie brewiarza, w ciszy i samotności. Duch własny uznaje tylko dialog z ludźmi i z samym sobą, z własnymi myślami, planami. Zamiera modlitwa, zamiera duch i jego najwyższe władze.
Mówi nam o tym samo Duch Św. Słowami św. Pawła z jego listu do Rzymian: „Albowiem tych, których od wieków poznał, tych też przeznaczył na to, by się stali na wzór obrazu Jego Syna". Zadanie niebagatelne. Wizja tak oszałamiająca, że na samą myśl opadają ręce. Ale tam, gdzie opadają ludzkie ręce i serca, tam rozpoczyna działanie Duch Św. „Bez Twojego tchnienia, cóż jest wśród stworzenia – jeno cierń i nędze".
Tylko Duch Święty, przenikający nasze wnętrze, będzie wiedział, jak wedrzeć się na naszą ludzką egzystencję i oznajmić nam w ukryty, tajemniczy, a jednak mocny i nieodwołalny sposób, że „ Bóg przeznaczył nas, byśmy się stali na wzór obrazu Jego Syna". Tylko on będzie w stanie zrekonstruować w nas zamazany, nieczytelny, fragmentaryczny, a nieraz niemiłosiernie zdeformowany przez grzech obraz Syna Bożego, który nosimy w nas od dnia chrztu świętego.
Oto jakie lekarstwo zalecał nie tylko swoim pacjentom, ale także swym czytelnikom słynny lekarz Alexis Carell: „Modlitwa jest to czynność biologiczna, wypływająca ze struktury duchowej człowieka. Jeśli się zaniedbuje modlitwę, odbija się to na całości osobowej człowieka, prowadzi do degeneracji człowieka i społeczeństwa. Właśnie modlitwa jest nam nieodzownie potrzebna – jest ona źródłem mocy, energii, światła. Jest ona przez współczesnych tragicznie niewykorzystana. Wskrześmy w naszym życiu modlitwę".
Znany pisarz francuski Leon Bloy, umierając, zostawił swoim dzieciom wyznanie, będące równocześnie jego testamentem duchowym: „Trzeba się modlić.. Wszystko inne jest czcze i głupie. Trzeba się modlić, aby znosić brzemię życia, aby uzyskać siłę czekania. Dla człowieka, który dużo się modli, nie istnieje ani rozpacz, ani gorzki smutek. Wiara, nadzieja, miłość – to diamenty, a diamenty kosztują bardzo dużo. Zyskuje się je właśnie za cenę modlitwy, która sama jest klejnotem bezcennym i należy go bezwzględnie zdobyć".
Dopuśćmy wreszcie do głosu kobietę – Marię Winowską: „Ludzie modlitwy mają i dają spokój – są zrównoważeni i nie śpieszą się, chociaż pracują. Są w zgodzie ze sobą i z braćmi. Obecność ich działa jak balsam, mają oczy przejrzyste, jak woda głęboka. Gdy cierpią – nie skarżą się nigdy, a nawet twierdzą, że są szczęśliwi".
Kapłaństwo jest sakramentem społecznym, przeznaczonym do zbawienia wszystkich członków społeczności ludzkiej. Dlatego kapłan swe funkcje sprawuje dla ludu i wobec ludu. Ołtarz, na którym składa Ofiarę, stoi pośrodku ludzkiego życia. Otoczony jest ze wszystkich stron tłumami wiernych. O tym fakcie na ogół kapłani pamiętają. ale często zapominają o tym, że ich Msza św. Winna się rozpoczynać w Wieczerniku, w ciszy, na osobności, na modlitwie, na medytacji. Roztargnienie, rozproszenie jest chorobą społeczną, nagminną, jakąś epidemią, która nie oszczędza również szeregów kapłańskich. Na chorobę tę nie znajdziemy lekarstwa w żadnej aptece. Jest ono ukryte na dnie naszego własnego serca. Trzeba jednak zejść dość głęboko, by je odnaleźć. Na imię mu: cisza.
Głośne było w ubiegłym wieku odstępstwo Doellingera, który nie uznał dogmatu o nieomylności papieża. A przecież był proboszczem w Monachium, profesorem- historykiem, słynnym ze swej wiedzy i nieprzeciętnych zdolności. Podobno w piątym roku życia uczył się łaciny, w siódmym greki, mówiono, że ma dwa rozumy. Ale za to brakło mu woli i serca. Życie wewnętrzne stygło niezasilane modlitwą. W swoich listach i wspomnieniach z 1860r., a więc już na 10 lat przed swoim odstępstwem wyznaje, że z powodu nawału swych zajęć zaniedbuje się w odmawianiu brewiarza, a nawet w celebrowaniu Mszy św.
Według św. Augustyna jesteśmy żebrakami, którzy powinni nieustanie pukać do wrót miłosierdzia Bożego. Nie trzeba kapłana uczyć tego, że modlitwa jest powszechnym środkiem zbawienia, narzędziem uzyskania u Boga wszystkich potrzebnych do tego celu łask. Modlitwa jest kluczem do Bożej skarbnicy, znakiem życia nadprzyrodzonego, jak oddech jest znakiem życia naturalnego.
Cały owoc naszej działalności w kierunku uświęcenia i nawrócenia dusz, zależy od modlitwy. Tu potrzebne są kolana, modlitwa, akty strzeliste, by wszystkie niedoskonałości spaliły się w nas... dusza bez ducha modlitwy może być przekonana, że dużo czyni, ale jest to okręt, który bardzo szybko płynie, lecz na skałę, by się rozbić. Żeby naturę utrzymać i podbić ją pod panowanie ducha, trzeba łaski. Dlatego musimy często powracać do modlitwy. Gdy będziemy korzystali z takiej podpory, będziemy się czuli tak potężni, iż nie pokonają nas żadne trudności i przeciwności i nie odwiodą nas od celu.
„Akty strzeliste podtrzymują i oczyszczają duszę oraz pomnażają łaski. Ileż to aktów strzelistych w ciągu dnia i po przebudzeniu się w nocy można obudzić. Akty strzeliste są bardzo ważne w życiu duchowym, działają one na duszę tak, jak drewna wrzucone do pieca działają na ogień. Doświadczyłem, że tylko modlitwa do Niepokalanej na ustach, lub w głębi cierpieniem oczyszczonego serca, pełnego miłości ku Bogu, robi co tylko jest w jego mocy, by jak najwięcej dusz Jemu przez Niepokalaną odzyskać, ten i tylko ten triumf święcić będzie".
W końcu uświadomić sobie wstrząsające słowa Karola de Foucauld: „Jeśli modlimy się źle, albo modlimy się za mało, jesteśmy odpowiedzialni za wszystko dobro, które mogliśmy zdziałać przez modlitwę, a któregośmy nie zdziałali".
Daj mi życzliwość i radość,
By wszyscy, którzy stykają się ze mną,
Odczuli Twoją obecność.
I niech będę dla innych chlebem,
Jak Ty jesteś nim dla mnie każdego dnia.
Oto jestem. Pragnę spełnić Twoją wolę, Panie mój.
Oczyść serce i wargi moje, a ręce moje obdarz
Siłą i wszelkimi umiejętnościami,
Abyśmy zgodnie zdołali wypełnić każde zdanie,
Jakie dzisiaj przed nami postawisz.
Ręce pobłogosław nam
Na ten nadchodzący dzień.
Każda doba ma 24 godziny. Godziny dnia i godziny nocy, godziny wypoczynku i pracy, godziny radości i smutku. Bywają godziny wypełnione po brzegi i godziny puste, stracone...
Ludzie ulegają różnym złudzeniom. To, co pełne, wydaje im się puste. I na odwrót – to, co puste, uważają za pełne. Godziny spędzone w ciszy kościoła, kaplicy, wydają im się puste, pełne nudy, bez treści. Okresy spędzone hałaśliwie, w towarzystwie, przed telewizorem, wydają im się pełne treści, atrakcyjne, wartościowe. Różnie człowiek spędza godziny swego życia – zależy to przede wszystkim od niego samego, od wewnętrznej treści jego serca, ducha, od tego, czym żyje wewnętrznie.
Boski Przyjaciel czeka – godzinami, dniami, latami. Miłość jest cierpliwa, nieustępliwa. Miłość nie narzuca się, nie znosi gwałtu. Miłość nie włączy nigdy syreny alarmowej, nigdy nie szarpie gwałtownie. „Miłość cierpliwa jest, łaskawa, wszystko rozumie, wszystko zniesie..." nawet nieczułość przyjaciela, nawet niewrażliwość, obojętność. Wołanie Mistrza jest ciche, prawie niedosłyszalne. Ale jeśli kapłan potrafi choć na kilka chwil w ciągu dnia zamilknąć, wyłączyć się – usłyszy ten Głos, nie oprze się Jego wołaniu, podda się Jego przynaglającej prośbie. A przed tabernakulum nie trzeba żadnej retoryki. Tu najlepiej zamilknąć. Tu wystarczy być, świadomie być. Wystarczy otworzyć się, jak rola na posiew ziarna, jak kielich kwiatu na słońce. On zrobi wszystko za mnie. On wie, po co tu przyszedłem. On wie czego mi trzeba. Duchy najlepiej porozumiewają się w milczeniu. Milczenie w obliczu Eucharystii nigdy nie jest puste, próżne. Każda chwila jest nabrzmiała treścią. Żadna sekunda nie minie bez echa. To, co mi Pan powie, musi zaowocować. Jeśli nie dziś, to jutro. Jeśli nie zaraz, to po latach. Wartości zdobyte przed tabernakulum nie ulegają nigdy dewaluacji. To procentuje nawet w wieczności, a może przede wszystkim w wieczności. To są najcenniejsze „ziarna wierności". Bo tu sieje sam Bóg. Tu sieje Miłość i Mądrość wiekuista. To są wymiary nieskończone.
„O gdybyś poznała dar Boży" – powie Chrystus do niejednej duszy kapłańskiej. Sługa Eucharystii siedzi – jak Samarytanka – przy pełnej ożywczej studni, dającej wodę na żywot wieczny. Z tej studni ma sam czerpać i wszystkich innych poić. „Daj mi pić" – tak wołają do niego z lewej i z prawej. Tak wołają ziemscy pielgrzymi, znużeni drogą do Ojcowskiego Domu. Jakże da pić, jeśli sam nie pozna dostatecznie smaku tej Wody? Jeśli nie będzie z niej kosztował sam codziennie?
MODLITWA DO CHRYSTUSA EUCHARYSTYCZNEGO
Chryste, pozostający z nami w Najświętszym Sakramencie
Aż do skończenia świata, przez dobroć Twego Serca daj
Niewierzącym światło wiary,
Słabnącym w niej – wytrwanie,
Proszącym Cię – potrzebne łaski.
Zbawicielu dobry, który w każdej Mszy świętej,
Jako Najwyższy Kapłan ofiarujesz się za nas Bogu Ojcu
I zanosisz Mu w swoim i naszym imieniu
Chwałę i dziękczynienie, przebłaganie i prośby
Prosimy Cię
Oświecaj kapłanów Twojego Kościoła i wzmacniaj ich wolę
Tak, by owocami oraz pięknem kapłańskiego życia
Mogli dawać świadectwo Tobie, któryś umarł na krzyżu
Dla doczesnego i wiecznego szczęścia wszystkich ludzi.
Zbawicieli drogi, spraw,
By kapłani i wierni Twojego Kościoła
Umieli świadomi korzystać z najdroższych skarbów
Twojej Męki, z Najświętszej Ofiary i sakramentów św.,
I stawali się coraz bardziej miłymi Tobie.
Amen.
Tomasz Merton mówi tak na ten temat: „Ludzie miłujący własny hałas, nie znoszą niczego innego. Bezustannie gwałcą i mącą milczenie lasów, gór i morza. Bezustannie wwiercają się swymi maszynami w milczenie przyrody z obawy, aby ten spokojny świat nie oskarżył ich o wewnętrzną pustkę".
Niestety, nawet ludzie w sutannach coraz mniej rozumieją funkcję ciszy i nie dopuszczają jej do głosu w swoim życiu codziennym. Radio, adapter, telewizor towarzyszą im – oczywiście poza godzinami duszpasterskich zajęć, od przebudzenia aż do zaśnięcia. Przynajmniej początek i zakończenie dnia winny być terenem cichego dialogu z Bogiem i wartościami, którym poświęcili swe życie.
1 X 1976 z okazji światowego Dnia Muzyki przeprowadzono w polskiej telewizji wywiad ze znanym kompozytorem Witoldem Lutosławskim. Pytano go o główne cele ustanowienia takiego Dnia. Powiedział, że głównym celem jest uwrażliwienie człowieka na odbiór prawdziwej, głęboko humanistycznej muzyki – zdaniem profesora – jest tylko człowiek uwrażliwiony na ciszę, milczenie. Człowiek, który nie potrafi milczeć, nie potrafi też słuchać. Współcześni ludzie są coraz mniej podatni na prawdziwą muzykę wskutek przebywania w hałasie fabrycznym, ulicznym, biurowym, radiowym, tranzystorowym. Płaska, agresywna, krzykliwa muzyka, a raczej pseudomuzyka cieknie wokoło nas nieustannie jak woda z niedomkniętego kranu, a raczej bombarduje nas, sprowadzając w efekcie znieczulicę wobec autentycznego świata dźwięków.
Jakże w świetle powyższej wypowiedzi ocenić sytuacje kapłana i jego zdolności do odbioru niesłuchanie subtelnych impulsów pochodzących ze świata nadprzyrodzonego? Jak w tym tumulcie usłyszeć głos Mistrza? Jak przygotować się do liturgii mszalnej, na odbiór i przekaz słowa Bożego? Jak nastawić się na słuchanie spowiedzi i na dawanie rad odnośnie do życia wewnętrznego?
Muszę milczeć, by moje słowo miało kiedyś sens i znaczenie, by poruszało ku Bogu ludzkie serca. Muszę milczeć, bym mógł kiedyś działać, by mój czyn zrodził się z Bożej inicjatywy i trafiał do dusz. Muszę milczeć, by Bóg mógł do mnie i przeze mnie przemawia ć, bo tylko jego słowa się liczą. Muszę milczeć, by bliźni mógł do mnie dotrzeć, by we mnie znalazł Tego, Kogo szuka: milczącego Boga.
I wreszcie milczenie jest mi potrzebne do odnalezienia siebie samego, a to chyba jest sprawa najtrudniejsza. I znów rekolekcje wydają się po temu najlepszą okazją. Kto te szansę zaprzepaści, nie odnajdzie się chyba nigdy. Św. Jan Vianney powiedział kiedyś, że jeśli kapłani schodzą na złe drogi, to tylko w skutek braku zastanawiania się nad sobą. Jeśli ktoś codziennie choć kwadrans poważnie pomyśli o swoim kapłaństwie, ten musi być konsekwentny w codziennym życiu. Człowiek najrzadziej spotyka się ze samym sobą. Najmniej zna siebie. I dlatego tak często działa na własną szkodę.
Sięgnijmy jeszcze raz po głęboką refleksję Tomasza Mertona : „Jakież to tragiczne, że ludzie nie mający nic do powiedzenia, ciągle szukają wyrazu, niby zdenerwowani artylerzyści, którzy marnują amunicję strzelając raz za razem w ciemności, chociaż nie kryje się w niej żaden nieprzyjaciel. Ogłaszają się nic nie znaczącymi słowami, nie zdając sobie sprawy, że serca są zakorzenione w milczeniu, które nie jest śmiercią, ale życiem. W milczeniu uczymy się rozróżniać rzeczy. Ci, którzy unikają milczenia, unikają także rozróżnień. Nie chcą widzieć zbyt jasno, wolą chaos. Człowiek kochający Boga, z konieczności też musi kochać milczenie, ponieważ, boi się utraty zmysłu rozróżniania, boi się hałasu, który stępia ostry kontur każdego doznania rzeczywistości. Unika bezustannego ruchu, który rozumuje obraz wszystkich stworzeń, przemieniając mnie w jedną masę nie dających się rozróżnić przedmiotów".
Dag Hammarksjoeld, jeden z pierwszych sekretarzy Narodów Zjednoczonych, stworzył w tym gmachu „babilonie" narodów", miejsce, w którym każdy z delegatów miałby szanse skupić się, uciszyć, przemyśleć swe wystąpienie. Uzasadnił to tak:
„Każdy z nas nosi w sobie jądro pokoju, osłonięte milczeniem. Ten dom, poświęcony pracy i wymianie poglądów w służbie pokoju, powinien taż mieć miejsce poświęcone ciszy i pokojowi wewnętrznemu. Chodziło o to, by w tej nie wielkiej salce stworzyć miejsce, otwarte ku nie mającym granic rejonom myśli i modlitwy".
W swoich zaś „Drogowskazach" zwierza się D. Hammarksjoeld z tajników swojego własnego życia wewnętrznego: „Zachować milczenie nawet wśród hałasu i wrzawy. Być zawsze otwarty i cichy, być jak wilgotny czarnoziem, ogarnięty zapładniającą mocą, gdy pada deszcz i wschodzi ziarno. Módl się, by samotność stała ci się bodźcem do znalezienia czegoś, by dlatego żyć. Czegoś dostatecznie wielkiego, by za to umierać".
MODLITWA W CZASIE REKOLEKCJI
Boski Arcykapłanie, jezu Chryste, który nas spośród
milionów wybrałeś i do Twej świętej służby przeznaczyłeś,
spraw pokornie prosimy,
by nas te rekolekcje uczyniły gorliwymi szafarzami
najświętszych Tajemnic i dobrymi pasterzami Twojego Ludu.
W szczególny sposób prosimy Cię w dniach rekolekcyjnych:
Abyś nas ciągle na nowo oczyszczał i uświęcać raczył,
Abyś nam skruchy za nasze grzechy i zaniedbania
Udzielić raczył,
Abyś w nas gorliwość o Twoja chwałę i o zbawienie dusz
Pomnożyć raczył,
Abyś nas radością i pokojem w Twojej służbie
Napełnić raczył,
Abyś nas godnymi celebransami Najświętszej Ofiary
Uczynić raczył,
Abyś nas na głębokie przeżywanie Tajemnic łaski
Uwrażliwić raczył,
Abyś nas litością i miłosierdziem dla grzeszników
Natchnąć raczył,
Abyś wszystkie kapłańskie serca w miłości bratniej
Scalić raczył, Ciebie prosimy, wysłuchaj nas Panie!
Duchu Święty, Duchu Jezusa Chrystusa, oświecaj nasze
Umysły, rozpalaj nasze serca, stapiaj w nas lody grzechu,
napełniaj radością przebaczenia, abyśmy z tych rekolekcji
wyszli odrodzeni i odnowieni do dalszych naszych zadań.
Amen.
Boże mój jakie to wszystko dziwne i wielkie. W sercu mam tyle pytań do Ciebie:
- Boże, czy ja naprawdę mam być Twoim kapłanem? Dlaczego właśnie mnie wybrałeś? Jestem młody, boję się!
- Nie bój się, bo ja jestem z Tobą. Nie wyście mnie wybrali, ale Ja was wybrałem...
Ukształtowałem Cię w łonie matki, poznałem Cię, poświęciłem, ustanowiłem prorokiem...
ukryłem cię jak strzałę wyborną w swoim kołczanie...
Teraz potrzebuję twoich rąk, teraz potrzebuję twoich ust, teraz potrzebuje twojego serca, teraz potrzebuję całego ciebie, abym dalej mógł zbawiać.
Ja was nie nazywam sługami... ale nazwałem was przyjaciółmi.
Idźcie po krańce ziemi z moją Ewangelią i czyńcie sobie uczniów...
chrzcijcie, nauczajcie, głoście Królestwo Moje i łamcie chleb Eucharystyczny... Ja jestem z wami aż do skończenia świata! Więc wstaje człowiek i mówi Bóg – tak. Niech się stanie! I stanie się przez włożenie rąk biskupa, a w duszy zostaje Magnificat... bo wielkie rzeczy uczynił mi Pan.
(bp J. Zawitkowski)
Gdy miłość nas woła, dążę jej głosem, choćby was wiodła po ostrych kamieniach. Uwierzcie miłości, gdy mówi do was, choćby jej wołanie rozwiało sny wasze, choćby jej wicher połamał wasze gałęzie bo miłość wywyższa, nawet gdy krzyżuje, umacnia i otwiera oczy.
Ogień miłości jest święty.
Czy kochasz szczerze? Oto wołanie miłości: wstawaj o świcie i leć na skrzydłach serca, by powitać dziękczynieniem dzień miłości, by nie zasnąć przed nocą bez modlitwy za umiłowanych, bez hymnu uwielbienia,
bo tak mało na świecie dobroci,
a tyle jej światu potrzeba,
nią życie jak słońce się złoci,
nią ziemia się zbliża do nieba.
Potęga jej w sercu poczęta,
nie mija bezpłodnie i marnie,
sieroty i polne ptaszęta,
litośnie pod skrzydła swe garnie.
A leśne zwierzęta oswoi,
i same do rąk jej się zlecą.
I serca najdziksze rozbroi,
że same dobrocią zaświecą.
A gdy kapłani w ciszy swoich serc
śpiewają tak :
„ Nie zdejmę krzyża z mojej ściany
za żadne skarby świata
bo na nim Jezus Ukochany
Grzeszników z niebem brata.
Nie zdejmę krzyża z mego serca
choćby mi umrzeć trzeba,
choćby mi groził kat – morderca
bo Krzyż to klucz do nieba.
Nie zdejmę krzyża z mojej duszy,
nie wyrwę go z sumienia
bo Krzyż szatana w nic ukruszy
bo Krzyż to znak zbawienia..
A gdy zobaczę w poniewierce
Jezusa, Krzyż i Ranę
Oraz przebite jego Serce
w obronie Krzyża stanę.
Kapłan był człowiekiem wyjątkowym- był potrzebny. Tak było wczoraj. A jak jest dzisiaj? Czy dla dzisiejszego świata- dla współczesnego człowieka potrzebny jest kapłan? Na pozór wydaje się, że nie jest potrzebny dzisiejszemu człowiekowi kapłan- chyba, że w wyjątkowej sytuacji. Ale najczęściej wolimy posłuchać radia czy oglądać telewizję aniżeli słuchać co mówi ksiądz tym bardziej, że nie zawsze mówi ciekawie.
Na pewno nie raz powiedzielibyśmy tak jak pewna dziewczyna, która będąc chorą przebywała długo w szpitalu i której bóle stopniowo się wzmagały – nie szczędził słów pociechy szpitalny kapelan. Początkowo przyjmowała słowa z widocznym entuzjazmem, owszem, oświadczyła nawet, iż chce być misjonarką ofiarując swe cierpienia za grzeszników. Potem z rosnąca apatią stawała się milcząca i zamknięta w sobie. Wreszcie cierpliwości jej zabrakło i palnęła niegrzecznie: „Niech się ksiądz zamknie- mam dosyć pustych słów. Wolę posłuchać radiowych piosenek.
Tam znajdę coś przynajmniej weselszego i bardziej sensownego...!" - Masz rację dziecko – odpowiedziała kapłan – mnie też nie o słowa chodzi. Gdybym pragnął przynosić ludziom naturalną ulgę , ostałbym lekarzem, łagodziłbym twój ból zastrzykami i lekarstwami. Gdybym wierzył w żonglerkę słowa, nie wybierałbym kapłaństwa, lecz wybrałbym inny zawód, oddałbym się bez reszty np. propagandzie politycznej...! Ja jednak pragnę Cię postawić wobec tajemnicy, wobec faktu Jezusa Chrystusa: Jezus Chrystus kochający ludzi. Jezus Chrystus żyjący w nas- to fakt. Tak miał racje ten kapłan, bo tu nie chodzi o słowa, tu chodzi o coś innego, tu chodzi o fakt za grożenia człowieka i o ukazanie współczesnemu człowiekowi prawdziwe ratowanie człowieka. Znamy doskonale sygnał ginących i zagrożonych na morzu, dawany znakami alfabetu Morse'a, wzywający pomocy S.O.S krótki i nikły sygnał – a wyraża dramatyczne napięcie tych, którzy pragną się uratować. Ale zdarza się tak, że nikt sygnału tego nie odbierze. Istnieją sytuacje, kiedy sygnał zostaje, źle , fałszywie odczytany. Np. utopił się rybak który z pokładu swej łodzi przesyłał w stronę brzegu znaki o ratunku a ludzie, jego koledzy sądzili, że żartuje... i odpowiedzieli mu żartem. Nie będzie żadnej przesady, jeżeli każdego ze współczesnych ludzi porównamy do samotnego żeglarza, który jest w takim czy innym niebezpieczeństwie i charakterystycznymi znakami przyzywa pomocy, a jednak spotyka go tragizm izolacji i osamotnienia, gdyż otoczenie nie odbiera sygnałów, albo rozpoznaje je zbyt późno.
Z pogardą odwracamy wzrok od pijaka zataczającego się na ulicy. Często tylko na to nas stać. A przecież jego chwiejny krok można by odebrać jako znak, sygnał, błaganie o pomoc. Tego człowieka i wielu innych należy ratować. Krytykuje ze zgorszeniem nonszalanckie zachowanie młodzieży - naszych rówieśników, rozwydrzenie dziewcząt, narkomanię itp. A przecież ich wybryki nie zawsze są jednoznaczne w swym pietyzmie często należy czytać w nich desperacki sygnał, znak, wołanie o model życia, o ideał i właściwą drogę... Oto najwyższy czas aby im dać – model, ideał i drogę nową zaprezentować. Wszyscy nie mogą pozostać biernymi obserwatorami dramatu czy tragedii współczesnego człowieka – współczesnego świata.
Współczesny człowiek dramatycznie wzywa pomocy, wysyła sygnały S.O.S., nie dla żartu ale na serio. Świat dzisiejszy oczekuje pomocy. Ale kto odbierze te sygnały S.O.S., kto przybędzie na ratunek, na pomoc? Dlatego musi ktoś się znaleźć, jakiś odbiorca jakiś ratownik. Muszą znaleźć się ludzie, którzy by odpowiedzieli na wezwanie Chrystusa – Pójdź za mną! –aby ratować, aby zbawiać świat i którzy na wzór Chrystusa dawaliby światu całemu Dobro, Prawdę, Piękno, Miłość – Boga.
Najbardziej potrzeba dzisiejszemu rozdartemu nienawiścią rozgoryczonemu światu, któremu grozi całkowita zagłada przez możliwość jakieś totalnej wojny? Świat dzisiejszy potrzebuje ludzi, którzy by własnym życiem przypominali słowa Chrystusa : „Cóż bowiem za korzyść odniesie człowiek, choćby cały świat zyskał a na swej duszy szkodę poniósł? /Mt 16,26/.
Myślę, że świat dzisiejszy stracił drogę którą my właśnie idziemy. Drogę życia z Bogiem.
Dlatego dzisiaj módlmy się szczególnie: Panie, Baranku Boży, daj nam tę łaskę, byśmy byli gotowi pójść za Tobą jak apostołowie, byśmy byli napełnieni Tobą i Twoim światłem i jaśnieli w mrokach naszych czasów. Jeżeli powołujesz nas do stanu kapłańskiego to daj nam siły i odwagi oraz bądź zawsze z nami. Daj nam Chryste kapłanów, którzy by służyli Tobie i Twemu ludowi jako żywe przykłady Twojego ubóstwa, Twojej bezinteresowności, Twojego posłuszeństwa, Twojej dobroci, Twojego piękna i Twojej miłości.
Zachwyt nad dłońmi dziwię się rączkom dziecięcym,
co jak kwiatuszki cieszą Boga,
dziwię się dłoniom szczęśliwie splecionym
i dziwię się dłoniom w trwodze.
Dziwię się dłoniom pracą nabrzmiałym,
dłoniom w ziarenkach różańca,
dłoniom poety, muzyka, malarza
i dłoniom z odciętym palcem.
Lecz ze wszystkich najdziwniejsze są dłonie kapłańskie,
na których co dzień cud zastyga spełniony w chlebie Pańskim.
Błogosławione dłonie człowieka od których Pan się uzależnia,
ziarna życia wokół sieją jak złote gwiazdy na niebie..
Dłonie zachwytów mocy i ofiary
dłonie kreślące noc błyskawicą,
dłonie jak morska latarnia co rozbitkom na morzu przyświeca.
Dłonie kapłańskie – tęczo marzeń owocu Bożego powołania,
dłonie wznoszące serca w górę bądźcie modlitwą za nami.
Albert Reinecke w jednym ze swoich opowiadań Ambrożego, malarza o dużym talencie i wielkiej inwencji twórczej. Gdy się zakochał namalował swą narzeczoną, dając obrazowi tytuł: prawdziwa miłość. Eksponowany na wystawie obraz znalazł duże uznanie. Ale jeszcze przed zakończeniem wystawy malarz zawiódł się na swojej ukochanej i głęboko rozczarowany wycofał obraz i zniszczył, a sam zupełnie usunął się ze sceny publicznej, pozostając samotny w swej pracowni. Po wielu, wielu latach, kiedy zmarł odkryto w pracowni obraz z tym samym tytułem: prawdziwa miłość, ale przedstawiał samego Chrystusa cierpiącego, w cierniowej koronie. Nie tylko obraz Chrystusa w cierniowej koronie jest dla nas objawieniem Chrystusowej miłości, ale także dzisiejsza ewangelia, ukazująca Chrystusa na początku ostatniej w Jego życiu wieczerzy paschalnej, opisanej w pierwszym czytaniu. W słowach: Umiłowawszy swoich na świecie do końca ich umiłował (3 13,1 ) Ewangelista dokonuje swoistego podsumowania życia Jezusa, które dobiega do kresu. Całe życie Chrystusa jest jedną wielką miłością (por. 3,16; 1J4,9).
Znany pisarz angielski Hali Caine –napisał opowiadanie o biskupie, który jadąc drogą zauważył skazańca klęczącego na kolanach i tłukącego na drodze kamienie. Biskup zatrzymał się i kazał mu zbliżyć się do siebie. Potem rzekł: ,,Życzyłbym sobie, abym tak rozłupywał serca mego ludu jak ty rozłupujesz te głazy". Na to skazaniec odparł, patrząc w twarz duchownemu: ,,Być może potrafiłbyś je rozbić, Panie, gdybyś tak jak ja pracował cały czas klęcząc na obu kolanach?
Są takie rzeki, które już nie dzielą,
choćby się stało naprzeciw.
Są, takie rzeki – w spokojny płyną wieczór,
gwiazdami wschodzącymi dojrzałe pachnie życie,
wystarczy dłonie zanurzyć w chłodną zieleń.
Są takie mosty, po których już nawet iść nie trzeba,
aby napotkać znów człowieka.
(Bogdan Ostrołęcki)
- Słyszałem już tyle kazań nauk rekolekcyjnych, mniej albo więcej mądrych, wzruszających, pobożnych i przekonywujących. Co one mi w sumie dały, w czym pomogły tak wiele odeszło w zapomnienie. Czy jest sens słuchać. Nie od rzeczy będzie porównać, że z kazaniami podobnie jest jak z wodą laną do koszyka
woda wprawdzie wycieka, ale koszyk zostaje wilgotny i zawsze bardziej czysty,
pochwalone owoce rumiane, słoneczne
pochwalony od nówek i wiośnie
wiecznie pochwalone drzewa - prace bezwiedne,
pogodne, pochwalona moc rodzeń wielka,
przecudowna, pochwalone niech będzie to owocowanie,
które wieczności równe, nigdy nie ustanie.....
W jednym z kościołów zniszczonych podczas ostatniej wojny znaleziono w ruinach krzyż, na którym znajdował się wizerunek Chrystusa bez rąk. Ksiądz Proboszcz, odnowił krzyż, ale pozostawił Zbawiciela bez rąk. Pod krzyżem umieścił napis: ,,Nie mam własnych rąk, aby czynić dobrze. Czekam na wasze ręce".
Czy to moje południe czy może już zmierzch
słyszę pościg się zbliża biją podkowy godzin.
Chciałem przechylać dzień jak gałąź cudzego sadu
a dzień pochylił mnie jak swoją własną gałąź.
(Urszula Kozioł, Lato).
W książce Huenermana ,, Ojciec Damian" znajdujemy opis chwili gdy heroiczny misjonarz trędowatych, załamany trudnościami chce porzucić swoją placówkę i wracać do kraju. Przed odjazdem odprawia ostatnią Mszę św. W momencie Przeistoczenia zdawało mu się, że w Hostii ujrzał oblicze Chrystusa. Ku swemu zdumieniu i przerażeniu dostrzegł, że twarz Jezusa pokrywa trąd! Zrozumiał w tym momencie słowa: ,,Cokolwiek uczyniliście drugiemu człowiekowi, mnieście uczynili". Zrozumiał i pozostał z trędowatymi.
Umrzeć trzeba – lecz lepiej i
trudniej jest żyć, dla innych
istnieć i dla siebie, I patrzeć w
górskie pogodne południe,
jak wielkie białe kępy topnieją na niebie.
To wszystko. To jest życie, ni mniej ani więcej, Nie trzeba gór ogarniać wzrokiem pożegnalnym. Jeżeli można jeszcze –to kochać goręcej; Czasami dzień pod wieczór staje się upalny.
(Jarosław Iwaszkiewicz)
Dopóki jestem tu, nie będę obojętny.
Dopóki jestem tu, żadne cierpienie
Nie jest mi obce, źródło oczu, rana
warg niedomkniętych.
Nie będzie dość mocna żadna podkowa,
bym jej nie zgiął w ręku.
( Mieczysław Jastrun, Duch ziemi).
Wiarę wzbudzaj niezachwianą ufność i zapalaj ich zwycięską miłością,
aby Ciebie nade wszystko i ponad wszystko kochali i spalali się ofiarnie w służbie dusz.
Chroń ich przed pokusami ciała i świata,
strzeż ich przed zakusami wroga dusz,
podtrzymuj ich w chwilach przepracowania, walkach, smutkach i krzyżach,
nieodłącznych od zbawienia dusz.
Przyjmij nasze modlitwy i ofiary w intencji kapłanów
i złącz je z ofiarą Twego umiłowanego Syna, a naszego Pana Jezusa Chrystusa.
Pragnę zawsze być przy Tobie. Jak kwiat, który otwiera swój kielich w blasku słońca – chcę otwierać swe serce, kiedy tylko promienie Twojej miłości otulą najskrytsze zakamarki mej duszy.
Podaj mi rękę, bym mógł kroczyć za Tobą do normalności. Dopomóż, bym znalazł odpowiedz na pytanie – kim jestem?
Jeżeli zbłądzę – daj siłę, bym mógł wrócić właściwą drogę. Spraw abym otworzył oczy mego serca na Twoją miłość Panie.